Translate

niedziela, 7 kwietnia 2013

Wedding day !

I po ślubie i chrzcinach.Szykowanie ,stres i po co? Wszystko wyszło dobrze.No może poza wizytą u fryzjera.Ja nie wiem ,wydawało mi się ,że uczesanie "korony" (z warkocza) ,nie jest jakąś wybitnie trudną fryzurą szczególnie dla profesjonalisty.O jakże byłam w błędzie.Pięć razy powtarzałam co chcę mieć na głowie ,ale chyba nie dość wyraźnie.Ja siedziałam na fotelu wkurzona bo czas leci ,a pani fryzjerka najspokojniej w świecie przeglądała gazety w poszukiwaniu czegoś ,domniemam ,że chyba mojej wymyślnej fryzury.Koniec końców uczesana zostałam w warkocza (czas mnie gonił i było mi wszystko jedno) i naszła mnie refleksja ,że po 1. nie umiem rozmawiać z fryzjerkami ,a po 2.nie potrafią niczego innego poza lokami albo prostowaniem włosów.
Wracając do uroczystości.Zmarzłam okropnie ,przyjęcie było bardzo udane ,jedzenie pyszne i strasznie dużo.Skończyło się ok. 20 ,jak dla mnie w sam raz.Potem jeszcze pojechaliśmy do młodych na chwilę.Do domu ledwo się wtoczyłam na czwarte piętro :) Miły dzień.A.

2 komentarze:

  1. Próbuje mamę namówić by mi taki koszyczek na głowie zaplotła ale nie ma weny :), pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tego wynika ,że to strasznie niewdzięczna czynność jest :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń